wtorek, 1 grudnia 2009

Jednorazowa przygoda czy początek wielkiej drogi? Mayer Hawthorne!


Dobry soul zawsze rozjaśnia umysł. Po świetnych albumach z lat 90., o których już coś niecoś wspominałem, przyszły lata chude. Poczynając od mniej więcej połowy tej dekady, jak grzyby po deszczu, pojawiają się artyści, którzy zawyżają standardy. Dobry to znak! Między innymi przyczynia się do tego stanu niejaki Mayer Hawthorne. Chciałoby się rzec: "Powróciły w zajebistym stylu lata 60. i 70.!". Ten chłopak to chodząca orkiestra, poważnie obdarzony talentem. Jego album "A Strange Arrangement" jest ładunkiem pełnym emocji. Wsłuchując sie w poszczególne dźwięki mam poczucie, że numery z tej płyty tworzone były z sercem - precyzyjnie i zarazem czule. Obecnie żaden album nie działa na mnie bardziej pozytywnie, niż ten stworzony przez tego gościa z okolic Detroit. Minusów dostrzegam niewiele. Poza krótkim czasem trwania poszczególnych traków nie ma się do czego przyczepić. Co ciekawe, Mayer stworzył te numery nie do końca na poważnie. Dostępne były swego czasu tylko dla rodziny i najbliższych znajomych. Dopiero Peanut Butter Wolf przekonał go aby numery trafiły do szerszego grona odbiorców. Chwała mu za to! Odnosząc się do tematu tego posta, zastanawiam się czy możemy liczyć na kontynuację soulowej rozkminy tego artysty? Czas pokaże, a tymczasem nakazuję  aby w ramach przygnębiającej pogody, która zwyczajnie jest obsrana, zaaplikować sobie porządną dawkę oldschoolowego soulu. Przedawkowanie jest nawet wskazane. A co tam!:)
Poniżej podaję do skonsumowania pierwszy singiel artysty. Został on specjalnie wytłoczony na kształt serca. Trochę to odbiega od standardów normalnych płyt winylowych;)



Drugim singlem jest jedyny cover na tym albumie. Pierwowzorem jest piosenka o tym samym tytule zespołu The New Holidays.



Na koniec dodam, że Mayer ma swoje alter ego w postaci DJ Haircuta, członka legendarnej grupy hiphopowej z Detroit - Athletic Mic League. Łałałiła!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

1 komentarz: