Panuje przekonanie, że Hip-hop jest uniwersalnym narzędziem emancypacji i oporu. No cóż... Długo można by na ten temat dyskutować. Jednak mimo całej patetyczności, ciężko się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. A już zwłaszcza po zapoznaniu się z twórczością houstońskiego składu K-otix.
Chłopaki działają od 1992, a każdy z ich czterech albumów odbił się szerokim echem w przesiąkniętych tequilą i zapachem taniego tytoniu salonach południowego Teksasu. I nie tylko... Krytyczne teksty dotyczące sceny (World Reknown; We don't do that shit (...)"), uniwersalny przekaz o pokojowej roli hip-hopu , a przy tym duża pewność siebie i łatwo wyczuwalna szczerość to ich znak rozpoznawczy. Chłopaki nie stronią też od tematów czysto politycznych. Po huraganie Katrina nagrali kawałek o wiele mówiącym tytule George Bush doesn't like black people, w którym to, nie bawiąc się w metafory, przedstawili swój stosunek do administracji ówczesnego prezydenta. Tekstom asystuje dobrze wpisująca się w klimat muzyka Russela "The Are" Gonzaleza (od 2004 poza składem), oparta na funkowych i jazzowych brzmieniach z lat 60-tych. Konwencja bywa nierzadko poważna, żeby nie powiedzieć podniosła (np. My life z cutami wyciętymi z orkiestry symfonicznej - ciary na plecach). Jeśli chodzi o flow - bez szaleństw, ale to wg. mnie wcale nie sprawia, że K-otix, słucha się źle. Wręcz odwrotnie. Kawał dobrego hip-hopu. Polecam.
I mój ulubiony (i bynajmniej nie tylko dlatego, że nagrany we wrocławskim studio White House Records):
Tiffany Maria - The Day My Savior Called Me
1 miesiąc temu